Gdybyście mieli już dość zombie apokalipsy to nadciąga kolejna - recenzja Dead Island 2

Powered by

Deep Silver i Dambuster Studios uraczyli nas kolejną częścią swojej franczyzy. Główni bohaterowie to punki, które próbują przeżyć Apokalipsę Zombie. Tu chyba niczego nie trzeba dodawać.

Fabuła

Od lat fascynuje mnie fenomen popularności gatunku Zombie Apocalypse. Nie chodzi przecież tylko o dzieła Romero i Rodrigueza, The Walking Dead, Resident Evil, The Last of Us czy właśnie Dead Island. Co za tym stoi? Czemu wciąż powstają gry i filmy o zombie. Nawet Zack Snyder, który dziś zrzyna z WH40k w swoim Rebel Moon musiał mieć w swojej filmografii film o zombie.

Co jednak sprawia, że żywe trupy fascynują całe rzesze Ziemian. Nie chodzi tu przecież jedynie o genezę powstania – o meta mit. Co było pierwsze? Jajo czy kura chciałoby się rzec. Zombie mają swoje korzenie w mythosie voodoo. Większość settingów w których zaimplementowane są te żywe trupy stawia na wirus powstały w laboratorium lub będący wynikiem natury. Tu zasadniczo zaczyna się filozoficzno – genetyczny aspekt mythosu zombie w popkulturze. To jest kwestia perspektywy i optyki świata. Postacie doświadczające apokalipsy zombie interpretują to jako karę bożą lub próbę zdziesiątkowania przeludnionej planety jako ruch ze strony Matki Ziemi. W Dead Island, przepraszam za określenie – ugryziono to jeszcze inaczej.

Wróćmy jednak do tego co fascynuje nas jako ludzi w tym konkretnym gatunku nieumarłych. Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym będzie kierowało twoim życiem – to słowa Carla Gustava Junga. Czy lęk przed zombie bezmyślnie kierowanymi fizjologią nie mówi nam czegoś o nas jako gatunku ludzkim? A właściwie o elementach naszej cywilizacji? Kiedy przedzierałem się przez opanowane przez zombie Los Angeles zobaczyłem coś o czym nie mówi Hollywood. Jasne, pojawiają się jakieś obrazy w popkulturze, które romantyzują mieszkających w ruralnych częściach USA tzw. “white trash”. USA ma jednak jeszcze kilka innych twarzy. Takie dzielnice jak Skid Row istnieją nawet na Hawajach. Po lekturze książki Dreamland – opiatowa epidemia w USA doznajemy szoku gdy dowiadujemy się, że koncerny farmaceutyczne i lekarze wciskali pacjentom opiaty jak paracetamol. Doprowadziło to do epidemii uzależnień od meksykańskiej heroiny zwanej czarną smołą. Zombie kierowane jedynie fizjologią zachowują się jak osoby skrajnie uzależnione. Skrajnie niebezpieczne uzależnione osoby charakteryzują się przemocowym zachowaniem. Epidemie cracku, metamfetaminy, oxy, czarnej smoły czy dziś fentanylu, a nawet skrajne uzależnienie od alkoholu zamienia jednostki chorobowe w osoby z którymi obcowanie jest traumatyczne. Wykwit popularności zombie jest nie do końca świadomym coping mechanism. Próbą ujarzmienia lęku i frustracji zdrowych osób, które obcują na co dzień z osobami skrajnie uzależnionymi. To trochę jak w filozoficzno – egzystencjalnym tragizmie znanym z Vampire: The Masquerade. Zombie tracą człowieczeństwo i zamieniają się w kierowane fizjologią (w tym przypadku głodem mózgu i tkanki) automaty. Strach przed zombie nie polega jedynie na tym, że to potwory o strasznej, zdeformowanej fizjonomii. Lęk przed zombie polega na tym, że boimy się stać jednymi z nich. Boimy się stracić kontrolę i wolną wolę. Lękamy się o to, że również i my moglibyśmy stać się jedynie marionetką naszej fizjologii.

W ten właśnie sposób Dead Island 2 gra tę melodię, która pozornie zawsze jest do siebie podobna. Obędzie się bez spoilerów, ale napiszę jedynie, że Dead Island 2 gryzie powód pojawienia się zombie jeszcze inaczej niż wszystkie znane z popkultury tuzy gatunku Zombie Apocalypse. Rzadko mam tak, że nie mogę doczekać się kolejnej części gry dzięki cliffhangerom. Fabuła Dead Island 2 pozostawia właśnie tego rodzaju niedosyt.

Mechaniki, animacja, grafika i OST

Bardzo podoba mi się możliwość wyboru postaci i muszę przyznać, że najbardziej przypadł mi do gustu Jacob, który żarty ma suchutkie, ale jednak ma jakąś substancję i iskrę bożą jakiej brakuje postaciom w większości branżowych produkcji. Te pozycje, które stawiają na storytelligową nonszalancję w stylu Dead Island 2 wyróżniają się zawsze na plus. Łatwo jest jednak zrobić to nachalnie i na siłę. To naprawdę niezła sztuka i aktorzy odgrywający postacie w Dead Island 2 ciągną to wszystko do góry.

Postacie mają rozstrzelone atrybuty, a drzewko rozwoju jest rachitycznie rozrośnięte jedynie do skilli i innych temu podobnych. Trochę za bardzo rozchwiane są te statystyki, ale to nie cRPG żebyśmy mieli dobrowolność i mogli skomponować je samemu (a szkoda). Bardzo podobają mi się wrestlerskie cartwheel kicki. Dynamika walki jest bardzo wciągająca.

Zasadniczo grafika i animacja Dead Island 2 to miód i wszystko gra i buczy. Dotrzymano wysokiego poziomu jaki zaprezentowano w zwiastunach.

Wspominałem o Vampire: The Masquerade nie bez przyczyny i to nie tylko dlatego, że skille pozwalają nam nieco stanąć po drugiej stronie. Również dlatego, że Dead Island 2 ma ambience LA znany z Bloodlines. Vibe tego amerykańskiego miksu rock and rolla i industrialu. Coś z takiej nieznośnej lekkości kalifornijskiego bytu. Rock and roll, industrial, americana, rockabilly, drone, punk, ambient czy nawet elementy dubstepu pojawiają się w tym samym miejscu i przenikają się z bardzo filmowym klimatem. Coś co sprawia, że Dead Island 2 stawiamy obok takich beniaminków jak Bloodlines, Cyberpunk 2077 czy produkcje Rockstara. Trzeba naprawdę wprawnie poruszać się po niuansach kodów kulturowych żeby poprowadzić narrację i immersję w ten sposób, by się nie rozjechały. Oprawa dźwiękowa Dead Island 2 klei te wszystkie warstwy umiejętnie.

Podsumowanie

Jeżeli jesteście fanami Zombie Apocalypse to z pewnością nie trzeba wam polecać tej pozycji i ostrzyliście sobie na nią kły i pazury od dłuższego czasu. Jeżeli nie jesteście to i tak będziecie się świetnie bawili, bo Dead Island 2 to doskonałe action adventure. Dead Island to solidna marka i warto zainwestować w tego rodzaju przygody.

Ocena: 9/10

Więcej z tej kategorii