Anglosaska duchologia w nowym świecie - recenzja Banishers: Ghost of New Eden

Powered by

Czego potrzeba żeby uwarzyć głęboką i przekonującą immersję? Twórcy z Don’t Nod Entertainment zdają się się znać odpowiedzi na to pytanie. Banishers: Ghost of New Eden to produkcja z jednym z najfajniejszych settingów w tym roku.

Czego potrzeba żeby uwarzyć głęboką i przekonującą immersję?

Należy umieścić postacie w przekonującym środowisku i dać im motywacje, które nie tyle pozwolą nam się z nimi identyfikować co raczej empatyzować. Narratorzy Banishers: Ghost of New Eden oparli swoja historię na dwóch, wspomnianych przeze mnie filarach. Fabuła gry na meta poziomie jest historią o miłości, która chce być silniejsza (i jest) niż śmierć.

Rzecz dzieje się w Nowej Anglii i nawiązuje do kilku wątków, które możecie kojarzyć z szeroko pojętej popkultury. Pierwszym co może przyjść wam do głowy po rozpoczęciu rozgrywki będzie pełnometraż – The VVitch. To jednak nie wszystko. Gra kojarzy mi się z Dunwich i innymi osobliwościami z opowiadań samotnika z Providence. Oprócz Lovecrafta mamy tu do czynienia z mythosem i bestiariuszem kojarzącą się z Wraith: The Oblivion z repertuaru World of Darkness. Tu dochodzimy do sedna. Twórcy przeanalizowali co dokładnie tworzy naprawdę soczystą immersję. Mamy tu więc elementy śledztwa i poszlak znane z gier takich Vampyr i The Witcher 3: The Wild Hunt. Trzeba się pochylić nad tym elementem. Vampyr to gra nieco niedoceniana, ale Velen będące najlepszą i najbardziej dopracowaną częścią ostatniej odsłony serii CD Projektu obfitowało w tego rodzaju content.

Banishers: Ghost of New Eden to gra dla was – fani Witcher 3: Wild Hunt i Vampyr.

Szable, eteryczne kung fu, pochodnia, muszkiet i elegancki tatuaż z runami

Wymieniony przeze mnie rynsztunek to wasz arsenał w ramach tej produkcji. Mechanika walki to rozrywka w klinicznie czystej dawce. Podobnie jak w Witcher 3: Wild Hunt i Vampyr twórcy postawili na różne ataki, które sprawiają, że potyczki i walki w grze są unikalnym doświadczeniem. Panie i panowie – tak powinno się robić action adventure cRPG.

Oczywiście mechaniki walki wynikają z kosmologii i bestiariusza settingu. Im bardziej jest on egzotyczny, a jednocześnie przekonujący tym większa jest radość z zanurzania w pieczołowicie skonstruowanym świecie. Problem polega na tym, że trzeba to robić z wyczuciem aby nie popaść w groteskę, która często pojawia się w jRPG z odrealnioną fizyką. Jeżeli robimy grę o paranormalnych akcentach to musimy poruszać się ostrożnie aby zrobić coś klimatycznego, a nie groteskowego. Twórcy z Don’t Nod wrócili z tej wyprawy z tarczą, a nie na tarczy.

Wspomniana mechanika śledztw wciąga w immersję równie mocno jak walka. Nie jest jakaś szczególnie skomplikowana, ale cała sztuka polega na odpowiednim dozowaniu narracji. Kolejny punkt na liście wybitnej produkcji do odfajkowania. Brawo Don’t Nod.

Grafika, animacja i oprawa dźwiękowa

Grafika jest klimatyczna. Nie będę się tu jakoś wzniecał, ale krajobraz jest piękny, tajemniczy i wkręcający. Mimika twarzy postaci nie jest jakoś ekstrawertyczna, ale naprawdę daję radę. Po opadnięciu pyłu po przejściu produkcji pozostaje w głowie zatroskana mina Reda i pogodny uśmiech Antei.

Animacja walki to hit. Każdy atak i każdy cios przypadł mi do gustu. Rzadko mam tak, że wciągam wszystkie aspekty walki, ale tutaj jest czysty miód. Eteryczne ataki Antei są przepięknie zwizualizowane. Chyba w żadnej grze nie satysfakcjonowały mnie tak wystrzały z muszkietu. Druga sprawa, że rzadko w której produkcji wali się z tej odpalanej skałkowo rury.

Lektorzy zrobili naprawdę świetną robotę. Antea i Red są wspaniali. Czarownica, Burmistrz i Koszmar i Deborah są naprawdę świetnie odegrani. Odgłosy otoczenia też nie zawodzą. Szkoda tylko, że zupełnie nie pamiętam muzyki. Nie pamiętam ponieważ to nienachalny ambient, który nie wylądował na żadnej platformie z muzyką. Dostępny jest tylko ramach klasycznego YouTube. Kolejny raz dobra muzyka z bardzo dobrej gry nie trafia do szerszego obiegu. Muzyka z produkcji, które są bardziej indie ląduje na chociażby Spotify. Nie bardzo rozumiem jakie są kryteria tego rodzaju praktyk.

Podsumowanie

Fabuła gry kończy się cliffhangerem, który równie dobrze jest furtką do sequelu jak i bardzo zgrabną klamrą całości, która nie doczeka się kontynuacji. Jakkolwiek będzie to jedna z najciekawszych produkcji w tym roku i mam nadzieję, że zostanie nagrodzona wyróżnienieniami.

Ta gra jest jak bardzo dobra, wytrawna mikstura. Ma piękne ornamenty i interesującą zawartość. Czasem jednak jest tak, że etykieta i butelka są bardzo atrakcyjne wizualnie, ale mają rozcieńczoną zawartość. Content z Banishers: Ghost of New Eden to naprawdę gęsta zawiesina dla fanów Witcher 3: Wild Hunt i Vampyr. Zero tu sztucznie napompowanego hajpem komiwojażerstwa, którego pełna jest forpoczta produkcji z dużym albo największym budżetem. Czapki z głów dla Don’t Nod.

Ocena: 9/10

Więcej z tej kategorii