Rocksteady Studios znani z serii Batman: Arkham zaprezentowali najbardziej nonszalancką ze swoich produkcji. Możliwość wcielenia się w Harley Quinn, Boomeranga, King Sharka i Deadshota to kompletnie inny trip niż przygody Bruce’a Wayne’a w opancerzonym trykocie. Moim zdaniem gra nie zawodzi oczekiwań.
Kiedy nie ma komu to ktoś się znajdzie
Drużyna straceńców i przestępców zostaje zaczipowana nano bombami LexCorpu (arcynemezis Supermana). Ich zadaniem jest walka z Brainiacem (kolejny arcynemezis Supermana). Ten drugi villain opanował Metropolis ich wyprał mózgi Lidze Sprawiedliwości (Superman, Batman, Green Lantern i Flash). Trzeba dodać, że nieodwracalnie. Jedynie Wonder Woman udało się uciec (z początku też Flashowi).
Harley Quinn, Boomerang, Deadshot i King Shark są postaciami, które możemy dowolnie swapować podczas rozgrywki single player. W miarę postępowania nitki fabularnej kompletujemy znanych i mniej znanych z DC majsterkowiczów, gun runnersów czy wynalazców. Stają się w bazie jednostki A.R.G.U.S. kwatermistrzami. Kolejne gadżety urozmaicają fabułę i rozgrywkę. Nie zabrakło również wałkowanego u konkurencji tematu multiwersum.
Furtka do sequelu pozostaje otwarta. Bossami są oczywiście członkowie Ligi Sprawiedliwości, a następnie Brainiac. Trochę żałuję, że zabrakło Marsjanina i innych. Niewykluczone, że to kolejna furtka na DLC czy sequel. Ta historia ma spory potencjał. Humorystyczna i pogłębiająca zarys postaci z całkiem fajnym wyczuciem. Na pewno widzieliście gorzej napisane historie o superbohaterach przeniesionych na nośniki gier komputerowych.
Technikalia, mechaniki i inne
Największym mankamentem tej gry jak i wielu innych jest fakt, że frame time jest ważniejszy od frame rate. Co w dużym natężeniu psuje immersję. Trzeba przyznać, że rendering postaci jest pieczołowicie wykonany. Cutscenki zachwycają. Szczerze napisawszy to może jestem dziwny, ale mam po dziurki w nosie tej sztywnej, paradetektywistycznej narracji z gier o Batmanie. Optyka bandy gamoni i lunatyków to naprawdę odświeżająca perspektywa dla settingu DC. Włodarze jednej z dwóch największych komiksowych marek doskonale wiedzą i eksploatują ten temat mocno. Dlatego gra jest bardzo filmowa pomimo tego, że jest co – opem. Dzięki zgrai dezeli gra jest świeżym spojrzeniem na wyeksploatowaną serię o człowieku – nietoperzu.
Grafika nabiera kolorów, ale też design i rozplanowanie kolorów, światłocieni jest naprawdę satysfakcjonujące pomimo tego, że gry multiplayer zawsze są trochę słabsze pod względem wizualnym niż produkcje single player. Gra na pewno doczeka się aktualizacji, które trochę poprawią optymalizację na pecetach. Na konsolach gra prezentuje się bardzo dobrze (z wyjątkiem XBOX series S).
Całkiem fajnie prezentuje się warstwa dźwiękowa i często zawieszałem ucho w różnych momentach. Zazwyczaj jest tak, że OST wlatuje i wylatuje jednym uchem. To samo jest z grą aktorską lektorów. Świetnie słucha się dialogów i żartów. Firma jest brytyjska, a więc Oswald Cobblepot (Pingwin) mówi jak na moje ucho czymś w rodzaju cockneya. Zresztą podobnie jak Boomerang, który wrzuca też słowa z gwary na Antypodach (ponieważ jest Australijczykiem). Harley Quinn ma akcent nowojorskiej Włoszki lub Żydówki. Na nowojorskie akcenty stawiałem w przypadku Pingwina, ale zgryźliwego Londyńczyka słucha się równie dobrze (o ile nie lepiej). Zasadniczo gra lektorów to jeden z najmocniejszych aspektów tej produkcji. Co ciekawe gry multiplayer mają często żałośnie kiepskie dialogi i lektorów beznamiętnie podchodzących do rejestrowanych kwestii. Ta tendencja spada nie tylko dzięki takim wygibasom jak przy Suicide Squad: Kill The Justice League. W grach multiplayer wystarczy dobry albo poprawny plus żeby gra była grywalna. Lektorzy kładący immersję w grach multiplayer to niestety plaga.
Antybohaterowie to nowa czerń – podsumowanie
Coś jest w tych gamoniowatych postaciach. Coś co sprawia, że darzy się sympatią tę czwórkę wykolejeńców (takie produkcje jak The Boys tylko pogłębiają tego typu refleksje). To jak ukazano te postacie w grze podoba mi się bardziej niż to jak zrobiono to na kinowym ekranie. Mankamenty optymalizacji są jedyną wadą tej gry. Psychofani Batmana i dotychczasowych dokonań Rocksteady Studios kręcą nosem, ale to z racji tego, że gra multiplayer jest pochyleniem się nad gustami fanów Fortnite’a, Borderlands czy innych gier co – op.
Nie rozumiem trochę tego utyskiwania. To nie jest pseudo noir pomieszany z gothic punkiem i urban fantasy. To nie jest kolejna gra o Batmanie i jego pretorianach. Dlatego też konwencja jest inna, a ukłon w stronę Batmana jako przede wszystkim masterminda jest tutaj poczyniony. Twórcy naprawdę postarali się o to żeby żadna z postaci nie wyszła zbyt płasko. Wspominałem o świetnej robocie lektorów. Dodać należy, że graficy i animatorzy naprawdę pieczołowicie zajęli się mimiką. Tego rodzaju zabieg pogłębia immersję. Można dojść do wniosku, że Lex Luthor to wcale nie jest taki zły gość. Nie obędzie się bez spojlerów, ale można pokusić się o wniosek, że apokalipsa wyciągnęła z niego człowieczeństwo.
Pozycja dla fanów DC i zwolenników co – opowych strzelanek nowej generacji. Co nie oznacza wcale, że zwolennicy fabularnych plot twistów będą zawiedzeni. Jednym z największych atutów tej gry jest podróżowanie po mieście za pośrednictwem gadżetów. Każda z postaci robi to nieco inaczej. Samo podróżowanie przez miasto i chaotyczna walka, która przyciągnie fanów gry o Spider – Manie zapiera dech w piersiach. Warto po tę grę sięgnąć, a będzie jeszcze lepiej kiedy twórcy w kolejnych łatach popracują nad optymalizacją.