Kilometry wirtualnej taśmy – Avatar 2 stworzony z terabajtów danych

Powered by

Odkąd dyski twarde zastąpiły celuloid a stoły montażowe zmieniły się w biurka z elektryczną regulacją wysokości, praca filmowca wymaga zupełnie innego podejścia oraz przede wszystkim nowych narzędzi. Bardzo potężnych narzędzi. Z takich też korzystała wytwórnia Lightstorm podczas kręcenia drugiej odsłony Avatara.

Patrząc na obecną skalę cyfryzacji tworzenia niektórych filmów, niedługo postrprodukcję będzie można nazywać produkcją ogólnie. Filmowcy bardzo chętnie korzystają z najnowszych zdobyczy technologii i trudno im się dziwić. Ogromny postęp branży filmowej pozwala im realizować projekty, które jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu były niemal niemożliwe do przełożenia na kinowy ekran. Z drugiej strony, część twórców decyduje się na oparcie produkcji wyłącznie o efekty praktyczne gardząc wirtualnymi eksplozjami. Jednak zgodnie z zasadą „wyjątek potwierdza regułę”, nie sposób zaprzeczyć, że wkraczamy, albo już wkroczyliśmy, w czasy gdzie to komputer gra główną rolę. W Avatarze 2 nawet oscarową.

Już pierwsza odsłona hitu James’a Camerona zrobiła na widzach ogromne wrażenie. Nawet dzisiaj momentami aż ciężko uwierzyć, że Avatar to film z 2009 roku. Widzowie opuszczający kina z depresją wywołaną niemożnością życia na Pandorze doskonale pokazuje jakość stworzonego przez Camerona fikcyjnego świata. Pozwalało to zakładać, że kontynuacja wydana ponad dekadę później będzie czymś niespotykanym. Tak też się stało. Warstwa wizualna to dosłownie kosmos. Z tą opinią zgodziła się Akademia Filmowa przyznając Oscara m.in. za najlepsze efekty specjalne. Na taki sukces produkcji od wytwórni Lightstorm składało się, oprócz ciężkiej pracy ogromnej ilości osób, jeszcze większa liczba danych. Mowa tutaj o niewyobrażalnych 18 petabajtach.

Dla porównania, 1 petabajt to 2000 lat muzyki w formacie MP3. W przypadku Avatara 2 mamy jednak do czynienia z odpowiednikiem 36 000 – letniej playlisty. Jak zatem stworzyć film z takiej ilości materiału, którego produkcja angażuje setki osób niekoniecznie z jednego miejsca na Ziemi?

Pozwoliła na to współpraca z Dell. Najbardziej istotnym jej elementem były serwery PowerScale. Ich ogromna przestrzeń dyskowa w połączeniu z łatwością użytkowania i rozszerzenia miejsca na dane pozwoliła znacznie przyspieszyć prace nad produkcją Avatara 2. W niektórych kwestiach wspomniane przyspieszenie to skrócenie technicznych działań nawet o 96%! Zwykle przygotowanie serwerów do przedsięwzięć pokroju kontynuacji Avatara trwa około 6 tygodni. Tutaj ekipa techniczna Dell potrzebowała zaledwie półtora dnia, aby oddać Wirtualne serwery Dell PowerScale do użytku wytwórni Lighstorm.

Przechowywanie materiałów to jednak nie wszystko. Jest to oczywiście kluczowe, jeśli mowa o produkcjach wielkiego formatu, gdzie operuje się ujęciami z dziesiątek kamer, ale nie zapominajmy o kwestiach logistycznych. Sequel hitu James’a Camerona tworzono jednocześnie w Los Angeles i Nowej Zelandii. Nie trzeba znać się na geografii, żeby kojarzyć, że te dwa miejsca dzieli kawałek drogi. Taki dystans to jednak nie problem dla technologii PowerScale, która dała członkom ekipy wygodny dostęp do danych niezależnie, gdzie pracują nad filmem.

Jak widać, ilość materiałów użytych do produkcji kolejnych części Avatara cechuje wyraźna tendencja wzrostowa, a według doniesień czekają nas jeszcze trzy odsłony historii z Pandory. Skoro już sequel ponad dziesięciokrotnie przebił poprzednika pod względem danych użytych podczas produkcji, ciekawe co czeka widzów a przede wszystkim twórców podczas prac na piątką. Tego jednak powinniśmy dowiedzieć się dopiero w 2028 roku.

Więcej z tej kategorii