„MOTHER” – ciężka rola matki z upiorem w tle

Powered by

Wiem jak to brzmi, bo sam nie lubię takiego gadania, ale grałem w wiele horrorów i naprawdę dawno żaden nie wystraszył mnie tak jak „MOTHER”.

Od pierwszych sekund rozgrywki wiemy, że będziemy się bać, ale chyba nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo. Przynajmniej mnie to dotyczyło kiedy odpaliłem „MOTHER”. Po krótkiej cutscence z nogami potwora w roli głównej trafiamy do niewielkiego mieszkania. Mary, bo tak nazywa się główna bohaterka, otoczona jest pudłami po przeprowadzce. Towarzyszy jej dwójka dzieci – Kyle i Kayla. Naszym zadaniem jako matki będzie ochrona ich przed niebezpieczeństwami a raczej utrzymanie ich przy życiu. Warto się przyłożyć, bo gra wielokrotnie przypomina nam i podkreśla, że śmierć dzieci jest nieodwracalna.

Co tak naprawdę straszy w „MOTHER”? Wspomniałem na początku o potworze, jednak to nie on gra główną rolę w przyprawianiu nas o dreszcze. Twórcy doskonale zbudowali przerażający klimat osadzając akcję w niewielkim mieszkaniu. Dzięki temu od samego początku wiemy, że w nie ma gdzie uciec. Pozwala to też szybko poznać rozkład lokacji, przez co później będziemy domyślać się, w którym pokoju czai się coś złego.

Doskonałym dodatkiem są bardzo ciekawe mechaniki. Takie rzeczy jak podlewanie rośliny, sprzątanie czy nawet wstawanie z łóżka nie dzieją się automatycznie, więc gracz manualnie musi wykonywać te zadania. Nie ma zatem nawet chwili wytchnienia w postaci animacji, tylko ciągłe napięcie okraszone masą niepokojących odgłosów.

Wisienką na torcie, a może nawet samym tortem jest grafika stylizowana na gry z PlayStation 1. W tym wypadku mniej pikseli równa się więcej strachu. Estetyka powstałego w okolicach 2010 roku gatunku analog horror znajduje zastosowanie w „MOTHER” i czuje się tutaj doskonale, tylko po to, żeby gracz mógł poczuć się jak najgorzej. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jeśli można tak powiedzieć.

Ostatnie duże tytuły, z jakimi miałem do czynienia to „Outlast 2” i „Resident Evil Village”. Ciężko porównywać „MOTHER” z takimi produkcjami, jednak zdecydowanie wygrywa ona klimatem. Przez całą rozgrywkę napięcie nieustannie narasta, a przecież nie tylko o siebie musimy się martwić. Do tego wręcz klaustrofobiczna lokacja i niemal dosłownie mamy świetny horror w pigułce. Żeby jak najlepiej przeżyć (albo nie) historię Mary polecam przejście całości za jednym razem. Mi zajęło to cztery godziny, ale ktoś trochę sprytniejszy pewnie poradzi sobie w trzy. Jeśli słońce już zaszło to doskonała pora na odpalenie „MOTHER”. (Nie)miłego wieczoru.

Więcej z tej kategorii