Drętwienie dłoni, trudności w pisaniu na klawiaturze, ból budzący w środku nocy, wreszcie zanik mięśni w bezpośrednim sąsiedztwie nadgarstka. Brzmi poważnie, prawda? A jest to niestety jedna z cywilizacyjnych przypadłości dotykających tę część populacji, która większość dnia spędza w biurach. Na szczęście ten jeden sposób pozwala zmniejszyć ryzyko wystąpienia zespołu cieśni nadgarstka.
Codzienność naznaczona Excelem, Outlookiem i raportami
Na wszelkie stuknięcia, puknięcia i inne objawy niecodziennego udźwiękowienia aut w obrębie karoserii oraz silników natychmiast odpowiadamy rezerwacją wizyty kontrolnej u mechanika. Wiadomo, dziś bez auta ani rusz.
Ale gdy to nam coś dolega, gdy strzyka lub ciągnie w plecach, kiedy w nadgarstkach pojawia się nieprzyjemne mrowienie, gotowi jesteśmy zrzucić dysfunkcję na karb niewyspania, chwilowej niedyspozycji, ewidentnego przetrenowania lub braku ruchu.
Jakoś nie pałamy natychmiastowa chęcią odwiedzin u specjalisty. Uważamy bowiem, że to nic wielkiego, że to się rozchodzi, z pewnością za dzień lub dwa przejdzie samo. Rośnie wprawdzie świadomość dotycząca schorzeń kręgosłupa, wywołanych pracą siedzącą, za co należą się brawa wszelkim propagatorom, umyka nam jednak fakt istnienia bolączki innego rodzaju, wpisanej w strukturę kostną naszych nadgarstków.
Zastanówmy się teraz, jak wygląda dzień Kowalskiego w biurze? Przyjrzyjmy się jego pracy z perspektywy widza, osoby siedzącej obok, nie przełożonego lub współpracownika. Nie będziemy się wdawać w specyfikę wykonywanego zawodu, nie interesują nas jednak cele, stopa zwrotu z inwestycji, targety kwartalne ani taski forwardowane na asap.
Jestem wprost pewien, że w tak ujętej rzeczywistości bryluje pakiet biurowy, zaś role pierwszoplanowe odgrywają kolejno: Excel, Outlook i PowerPoint. Na dalszych miejscach plasują się programy wykorzystywane w konkretnej branży, w konkretnej firmie.
Zespół cieśni nadgarstka plagą w korpoświecie
Bohater naszej wizualizacji siada do biurka z poranną kawą, odpala maile i w wielkim skupieniu analizuje wiadomości, które spłynęły od chwili zamknięcia systemu dnia poprzedniego. Na najważniejsze i najpilniejsze odpowiada natychmiast, wystukując na klawiaturze sekwencję liter i cyfr, nadając im postać prostych lub bardziej skomplikowanych zwrotów.
Gdy skończy tę czynność, bądź nawet w jej trakcie, przyjdzie mu zmierzyć się z zawiłym arkuszem kalkulacyjnym i mnogością formuł wypełniających szereg komórek. Tu i ówdzie trzeba będzie dopisać nowe wartości, uzupełnić stan faktyczny, zmienić liczby na obecnie obowiązujące.
Co wtedy robią palce? Wykonują skomplikowane pląsy po przełącznikach, wprowadzając do systemu zbiory cyfr tworzących wynik dzienny, tygodniowy, miesięczny, kwartalny i roczny. Opuszki powtarzają tę czynność nieustannie w ciągu (oby) ośmiogodzinnego dnia pracy.
Nadgarstki, jeśli są źle ułożone, w tym czasie cierpią katusze. Zmuszone są przebywać w jednej pozycji, bo tylko taka pozwala szybko i sprawnie pracować z tekstem i numerami. Ów bezruch, połączony nierzadko z nienaturalnym kątem zgięcia przegubów dłoni, odciska piętno na kondycji stawów. To z kolei daje sygnały w postaci mrowienia palców, a nawet przedramion. Pojawiają się także trudności w chwytaniu i utrzymywaniu przedmiotów.
Lekceważąc pierwsze symptomy możemy spodziewać się bólu występującego o różnych porach, szczególnie dokuczliwego w nocy. Przerwany sen i niewyspanie odbijają się przecież negatywnie na skupieniu, kondycji oraz nastroju w trakcie dnia kolejnego. Wpadamy w zamkniętą pułapkę okupioną solidną dawką cierpienia. Na szczęście wcale nie musi tak być – są przecież podpórki pod nadgarstki dopinanie nie tylko do klawiatur.
Dyskretne, niedrogie, przy tym skuteczne wsparcie dla nadgarstków
Przyjęło się jakoś, że rozwiązania okazałe oraz przyjemne dla oka najpewniej są tymi o najwyższej skuteczności. Wizualna otoczka ma być niejako gwarantem efektywności, obietnicą obfitych owoców, zapewnieniem o spełnieniu pokładanych nadziei.
Podpórki pod nadgarstki marki Dell niespecjalnie pasują do kanonu gadżetów o wystrzałowej prezencji. Są wręcz skrajnie skromne. Nie przeszkadza im to jednak pełnić swej funkcji w sposób doskonały, a co najważniejsze, korzystny dla kondycji nadgarstków.
Kolor świetnie łączy się z ubarwieniem pozostałych akcesoriów Dell, z którymi jest zresztą kompatybilny (dla pewności zawsze sprawdzamy specyfikację). Podpórka nie wygląda tym samym jak spojler zamontowany na tylnej klapie Fiata Panda, lecz wizualnie komponuje się z zestawem. Wygląda jak fabryczna konstrukcja i tylko wytrawne oko wychwyci, że mamy tu do czynienia z dodatkiem.
I myli się ten, kto sądzi, że takie podpórki są domeną tylko i wyłącznie klawiatur zewnętrznych. W końcu nie każdy z takiej korzysta, nie wszystkie biurka mają dość miejsca na jednoczesne ustawienie laptopa i klawiatury. Czy w tej sytuacji trzeba pogodzić się z wykluczeniem i przyjąć z pokorą bolące nadgarstki?
Nic z tych rzeczy. Dell tworzy też rozwiązania współpracujące z notebookami tej marki, by dało się wygodnie pisać przez wiele godzin. Ja osobiście najbardziej cenię niewielką cenę takich gadżetów, co czyni ich zakup przyjemną dla portfela inwestycją w ergonomię. Doprawdy w tej cenie trudno jest kupić obiad na mieście, a tu otrzymujemy świetnego kompana zapobiegającego zespołowi cieśni nadgarstka. Byłoby wielkim nietaktem świadomie odmawiać sobie takiego wsparcia.