Nie-miejsca hipernowoczesności

Powered by

Termin „nie-miejsce” określa generyczne przestrzenie, takie jak np. autostrady, dworce kolejowe, stacje metra, lotniska czy supermarkety, które, jakkolwiek rozbudowane i okazałe, nie dają poczucia miejsca. W przeciwieństwie do miejsc, które zwykle uważamy za relacyjne, historyczne i związane z tożsamością, nie-miejsca są zaprojektowane i przeznaczone do płynnego przemieszczania się, by w nich nie być. Czy projektując przestrzenie takie jak stacja metra da się stworzyć z nie-miejsca miejsce?

Rosnąca obecność i powszechne doświadczanie nie-miejsc jest według Marc Augé, francuskiego antropolog kulturowy i twórcy terminu, cechą hipernowoczesności, w której żyjemy. Paradoks nie-miejsc polega na tym, że każdy może się w nich czuć „u siebie”, niezależnie od swojego faktycznego pochodzenia, ponieważ są one jednakowo wyobcowane dla wszystkich.

Kiedy podróżujemy po kraju, który jest nam kulturowo obcy, to najbardziej znanymi, a przez to swojskimi jego elementami będą właśnie nie-miejsca, wydające się nam uniwersalnymi.

Nie-miejsca można w pewnym sensie traktować jak maszyny, których główną użytecznością jest ich zdolność do zastępowania interakcji międzyludzkich i automatyzacji.

Nie-miejsca są zaprojektowane po to, aby w nich nie przebywać. To kolejny paradoks tego zjawiska, bowiem miejsce, ze swojej definicji, jest właśnie po to, abyśmy w nim przebywali, a wysiłki architektów i projektantów polegają na tym, żebyśmy byli w nim coraz bardziej, z coraz większą przyjemnością i komfortem.

Nie-miejsca cyfrowego nomady

Pracując zdalnie z różnych zakątków świata, to właśnie w nie-miejscach znajdujemy oparcie i stabilność. Ile to razy pracę zdalną zepsuły nam nieprzewidziane niespodzianki jak brak gniazdka do podładowania laptopa, mulące wifi, za głośna muzyka, niewygodne krzesło, za mały stolik.  Powtarzalność, rutyna, przewidywalność to te elementy, których często brakuje nam w odległych krajach, które wybraliśmy jako miejsca swojego tymczasowego przebywania.

I choć fajnie jest poznawać odległe kultury, chłonąć lokalność małych miasteczek i obserwować to wszystko, czego nie znamy, dla komfortu i płynności pracy po prostu potrzebujemy, żeby było powtarzalnie i przewidywalnie. Żeby było gniazdko, kawa, toaleta, stół. Żeby nikt od nas za wiele nie chciał, żeby móc rozpłynąć się w anonimowości.

Myślę, że Augé zgodziłby się co do tego, że przestrzenie co-workingu czy sieciowe kawiarnie to także nie-miejsca. Dobrze zaprojektowane, powtarzalne przestrzenie do pracy zdalnej znacząco ułatwiają życie cyfrowego nomady. Czy nie-miejsca da się jednak zaprojektować tak, aby były powtarzalne i funkcjonalne, ale miały jednocześnie w sobie coś bardziej „swojego”?

Metro nie-generyczne

W warszawskiej sieci metra część stacji to typowe nie-miejsca: powtarzalne, anonimowe, generyczne. Są jednak takie stacje, które przełamują tę zasadę i próbują coś opowiedzieć o historii i okolicy, w których powstały. Autorem ośmiu takich stacji: Młynów, Księcia Janusza, Płocka, Urlychów, Bemowo Ratusz, Targówek Mieszkaniowy, Bródno i Zacisze jest Jacek Dudkiewicz, ceniony architekt. Pierwsze trzy z wymienionych stacji zostały zresztą docenione nominacją do najważniejszej międzynarodowej nagrody architektonicznej im. Miesa van der Rohe.

Podejście do projektowania stacji metra, czyli typowych nie-miejsc, takich architektów jak Jacek Dudkiewicz można moim zdaniem rozpatrywać jako próbę przełamania podziału Augé i uczynienia nie-miejsc miejscami. Wystarczy posłuchać jak Dudkiewicz myśli o projektowaniu w 3. odcinku podcastu Projektowanie 2.0.

Architekt, do każdej z projektowanych stacji metra podszedł indywidualnie. Nie ma tu więc mowy o projektowaniu z szablonu, powtarzaniu tak samo tych samych elementów. Każda ze stacji Dudkiewicza jest inna, bo każda zakorzeniona jest w lokalności i nasycona symbolicznymi detalami, co rzadko zdarza się w tego typu przestrzeniach. Dudkiewicz projektując je, badał najpierw historię okolicy, w której miały powstać i tam szukał inspiracji do konkretnych rozwiązań i estetyki stacji.

„Ważne dla nas były także elementy w tożsamości tych miejsc – to one są kluczowe na przestrzeni historii miasta.”

Vogue, “Jacek Dudkiewicz: Jak zaprojektować metro?”

I tak np. stacja Płocka, sąsiadująca z dawnymi Zakładami Radiowymi im. Marcina Kasprzaka, inspiracje czerpie z produktów wytwarzanych w zakładach, czyli tranzystorów i układów scalonych. Na peronie widzimy motyw graficzny, który użyty jest na suficie wykonanym ze szkła. Stanowi jedną świecącą taflę z wbudowanymi pasami z miedzi i występuje w różnych odcieniach stopów. Miedź ma to do siebie, że będzie się starzeć w zaplanowany sposób, razem z miastem. W stacji Płocka obecna jest też inspiracja sztuką awangardową lat 60. – w okolicy odbywało się wtedy I Biennale rzeźby w metalu.

Fot. UM Warszawa
Fot. UM Warszawa

Stacja Młynów, dawniej Moczydło, to z kolei skojarzenie z basenami. Motywem przewodnim jest tu woda. Stacja jest „podziurkowana”, poukrywane są w niej m.in. ekrany akustyczne, oprawy oświetleniowe, które dają rozproszone, ale równomierne światło. Dominującym kolorem jest  niebieski, a kształtem – koło. Meble wypełniające stację nie są z blachy czy stali, tylko z corianu. Można na nich usiąść, oprzeć się, a z uwagi na zastosowany materiał są ciepłe.

Fot. UM Warszawa

Stacja Księcia Janusza to najdłuższa stacja w Europie. Pod koniec XIX wieku nad przestrzenią obecnej stacji znajdowało się gospodarstwo ogrodnicze C. Urlych. Firma, która specjalizowała się w sadzonkach, miała tam swoje szklarnie i tereny upraw. Wcześniej z kolei były tam tereny łowieckie, stąd inspiracją dla Dudkiewicza był tu motyw ogrodniczo-przyrodniczy. Widać to w układzie peronu, na którym słup rozwija się ku sufitowi jak drzewo. Sam sufit jest w kolorze zielonym z perforacjami, które dają efekt podobny do drzew w gęstym lesie, przez które przenika światło.

Fot. UM Warszawa

Oczywiście, stacje metra to przede wszystkim przestrzenie spełniające bardzo jasno określoną funkcję. Architekt nie ma więc tu pełnej dowolności, a projekt musi spełnić szereg wymogów formalnych. Musi też być funkcjonalny, żeby maksymalnie ułatwić codzienne poruszanie się mas ludzi.

„Stacja metra musi mieć swoje bebechy, musi mieć swoje instalacje, że o tunelu nie wspomnę, oraz spełniać założenia dotyczące bezpieczeństwa, przepływu pasażerów, szerokości, odporności ogniowej. To kręgosłup tej stacji. Jest niezmienny i konieczny, żeby ona w ogóle mogła funkcjonować. Reszta tak naprawdę ma tylko charakter oprawy tej bazy, tego kośćca. Z punktu widzenia funkcjonowania metra nie ma ona znaczenia. Nie oznacza to jednak, że oprawa nie jest ważna z punktu widzenia pasażerów i szerzej – dla tkanki miejskiej. Dlatego zbudowaliśmy nie tylko stacje metra – budynki – ale też całą narrację wokół nich, całą wizualną opowieść o tych miejscach, mając na względzie także to, gdzie na planie miasta się znajdują.”

KMAG, „Robić swoje najlepiej jak się umie”. Rozmawiamy z architektem stacji drugiej linii warszawskiego metra”

Następnym razem, kiedy będziecie na stacji Płocka czy Młynów, zatrzymajcie się na chwilę i spójrzcie dookoła. Przyjrzyjcie się detalom, spróbujcie rozszyfrować ślady historii. A potem przejedźcie się na którąś z wczesnych stacji Ursynowa. Prawda, że jest różnica? Nie-miejsca można projektować inaczej, kreatywnie, z pasją i poszanowaniem tożsamości otoczenia, z którego wyrastają, dzięki czemu czujemy się w nich jak w miejscach.

Więcej z tej kategorii