NOWizm i kultura nanosekundy – dlaczego chcemy mieć wszystko od razu

8.07.24
Powered by

Nie tak dawno temu, jeśli miało się firmę i trzeba było zrobić przelewy, to szło się na pół dnia do banku. Listy przynosił listonosz i to nie tylko te z urzędu skarbowego, a informacje ze świata docierały do nas za pomocą wieczornej i porannej prasy lub programów telewizyjnych, których nie można było odtworzyć albo przewinąć. Nie można było monitorować statusu przesyłki, paczkomaty były co najwyżej mokrym snem domorosłych inżynierów listonoszy, kombinujących w skrytości duszy, jak ułatwić sobie życie.

Minęło kilkanaście lat – no dobra, może kilkadziesiąt – i okazuje się, że przelewów dokonujemy przez telefon, a w ramach potwierdzenia ten telefon skanuje nam twarz. Paczki potrafią dotrzeć tego samego dnia (i nie jest to teleportacja), a listy (bynajmniej nie papierowe) – w ułamku sekundy nawet z drugiego końca globu. Nie mówiąc już o wiadomościach, tych ważnych i tych bezwartościowych, które trafiają do nas z każdego możliwego ekranu w każdej sekundzie naszego życia, czy tego chcemy czy nie. Znacząca ich część jest produkowana tylko dla zatrzymania naszej uwagi (nasze spojrzenie ma konkretną wartość), więc trudno orzec, co jest prawdą, a co wytworem algorytmów, które zoptymalizowały lead tak, aby był jak najbardziej klikalny.

Narodziny NOWizmu

Jednak to nie będzie tekst o tym, jak wraz z rozwojem generatorów tekstu spadła jakość dziennikarstwa, jak redakcje zwalniają redaktorów i jak trudno jest w tej chwili utrzymać się z pisania, ponieważ pisarz, aby żyć, musi być celebrytą, a jego teksty muszą być przystępne i atrakcyjne marketingowo (tu odsyłam do bardzo dobrego filmu Amerykańska fikcja Corda Jeffersona z 2023 r.). 

Świat, który sobie urządziliśmy, cierpi na NOWizm – przemożną potrzebę bycia tu i teraz, jednak nie w wydaniu buddyjskim, tylko późnokapitalistycznym, nastawionym na pobieranie, konsumowanie i przyswajanie ogromnej ilości danych, w większości absolutnie bezwartościowych i bezużytecznych, w czasie rzeczywistym. Bez przyjmowania odpowiedzialności za to, co nastąpi później. 

Na powstanie NOWizmu miał wpływ rozwój kapitalizmu i globalizacji właściwie już od XIX wieku. Wiek XX przyniósł nam wzrost konkurencji na rynku pracy. Firmy zaczęły wymagać od pracowników większej dyspozycyjności i zostawania po godzinach, co doprowadziło do wydłużenia czasu pracy i zacierania granic między życiem zawodowym a prywatnym. Dorzucając do tego prawdziwą rewolucję technologiczną (komputery, internet i smartfony), doszliśmy do społecznej i kulturowej normy, że dostępni jesteśmy zawsze i wszędzie, a stawianie granic oraz rozdzielanie poszczególnych obszarów życia stało się jeszcze trudniejsze. Skutkiem tego był i jest wzrost konsumpcjonizmu, który doprowadził do zwiększenia presji, aby więcej zarabiać i nabywać więcej dóbr materialnych. To z kolei skłoniło wielu ludzi do dłuższej pracy, aby móc sobie na to pozwolić, co w efekcie przyczyniło się do rozkwitu tzw. kultury zapierdolu.

NOWizm jako wirus

Jedna z czołowych futurolożek, Amy Webb, postrzega NOWizm jako wirus, który zaraził więcej osób niż Covid19. Webb twierdzi, że fiksacja na „NOW” (teraz) jest długofalowo niebezpieczna, przekłada się na osłabienie poznawcze jednostek, jak również poszczególnych kultur i całych gospodarek. Sam termin utworzył Stephen Bertman, który użył go po raz pierwszy w książce Hyperculture: The Human Cost of Speed (1998). NOWizm często jest używany wymiennie z określeniami takimi, jak kultura zabiegania (potocznie zwana kulturą zapierdolu), hiperkultura lub kultura nanosekundy. 

Pracoholizm i jego normalizacja

W czasach, kiedy najczęściej słyszanymi frazami są: „Jeszcze dziś nie usiadłam/em”, „Wyśpię się po śmierci” i – najczęstsze – „Nie mam czasu”, potrzeba bycia na bieżąco, lęk przed pominięciem (FOMO) i konieczność zarobienia na to wszystko przyniosła globalną epidemię pracoholizmu, który następnie został znormalizowany do zachowań obowiązkowych i pożądanych. W Polsce, będącej w czołówce najbardziej zapracowanych krajów Europy, zwyczaj zostawania po godzinach, silne poczucie powinności łamane na poczucie winy, stałe przemęczenie skutkujące wypaleniem, a co za tym idzie – problemy z koncentracją, pamięcią i snem stały się obowiązkową listą dolegliwości pokolenia millenialsów. To zjawisko społeczne, charakteryzujące się obsesją na punkcie pracy i produktywności, najostrzej konceptualizuje się w dalekiej nam kulturowo Japonii i niesie tam śmiertelne żniwo.

Karōshi – śmierć z przepracowania

Śmierć z przepracowania (karōshi) to nie lead, mający zbierać nasze kliknięcia, tylko stan rzeczywisty, mówiący o tym, jak urządziliśmy sobie rzeczywistość. Presja społeczna, gloryfikująca ciężką pracę i sukces (ewentualnie, w dobie mediów społecznościowych – mniej ciężką, ale trwale angażującą i bardzo dochodową), piętnuje osoby, które nie są w stanie sprostać oczekiwaniom lub które decydują się żyć na innych zasadach.

Błędne koło nieustającego wzrostu

Dorzucając do tego globalny wyścig szczurów, w którym wygrają najsilniejsi i w którym nagrodami są gratyfikacja finansowa i więcej zapierdolu w pakiecie, zatrzaskujemy się błędnym kole, że zawsze można dalej, mocniej i lepiej. A przecież każdy ekonomista powie, że nieustający wzrost z logicznego punktu widzenia jest niemożliwy, „praw fizyki pan nie oszukasz”, a jednak niektórzy guru od marketingu i sprzedaży i to potrafią. I tu wypadałoby zacytować Victora Papanka, autora kultowej w świecie projektowania pracy Design dla realnego świata, który już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku napisał, że „kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, aby zaimponować znajomym, których nie lubimy”. Nawiasem mówiąc, koncepcja przestrzeni biurowych, gdzie można się zdrzemnąć, pomedytować, pójść na fitness i jeszcze zjeść kolację, to ciekawy koncept na zatrzymanie pracownika po godzinach w biurze w ramach promowania idei dbania o jego dobrostan. 

W tym całym wyścigu o lepsze dziś lawinowy rozwój technologii, za którym nie nadąża nasze analogowe, dość wolno adaptujące się ciało, spowodował jeszcze większe przyspieszenie tempa życia i – w efekcie – nasze fizyczne zagubienie. Technologie, takie jak smartfony i laptopy, teoretycznie ułatwiające nam pracę z dowolnego miejsca i o każdej porze, pozwalające na robienie wspomnianych przelewów z dowolnej szerokości geograficznej oraz na natychmiastowe reakcje na spadki na giełdzie, przede wszystkim przyczyniły się do jeszcze większego przyspieszenia i zatarcia granic między życiem zawodowym a prywatnym.

Konsumpcjonizm i jego skutki

Z naszej dezorientacji i podatności na manipulacje korzysta bardzo wiele firm i instytucji, oferując nam usługi, które zostaną wykonane jeszcze szybciej niż… (i tu wpisz dowolne), tak abyśmy już dziś mogli się cieszyć nowym… (i tu wpisz dowolne), co bardzo dobrze opisuje kawałek Taco Hemingwaya Pakiet Platinium.

Cały ten mechanizm nadprodukcji i konsumpcji (oraz zadłużania) przekłada się też bezpośrednio na jakość produkowanych produktów, usług i obiektów, które mają zaspokajać nasze potrzeby posiadania tylko w momencie zakupu / otwarcia / pierwszego użytku. Mało kogo interesuje, gdzie i jakim kosztem zostały wyprodukowane, jaki mają koszt środowiskowy ani czy będą użyteczne za lat kilka lub kilkadziesiąt. NOWizm jest o teraz, i to teraz ma być pięknie, wygodne albo szpanerskie, o tam i potem będziemy się martwić później. 

Negatywne konsekwencje kultury nanosekundy

Jednak, jak łatwo się domyślić, kultura nanosekundy niesie za sobą wiele negatywnych konsekwencji, zarówno dla jednostek, jak i dla społeczeństwa. Jeśli spojrzymy na pojedynczego człowieka, to prawdopodobnie pierwsze, co nam przyjdzie do głowy, to wypalenie zawodowe, które nie tylko skutkuje brakiem poczucia sensu i celu wykonywania pracy (tu bardzo dobra książka Davida Graebera Praca bez sensu), ale także przekłada się na relacje międzyludzkie. Bo czy istnieje lepsza wymówka na nieobecność na rodzinnym wydarzeniu takim, jak ślub, chrzciny, imieniny cioci lub opieka na seniorem/ką rodu niż praca? Wszyscy przecież wiedzą, że „ciężka praca popłaca” i „bez pracy nie ma kołaczy” – w naszej kulturze to właśnie te przysłowia znajdują przychylny oddźwięk. Natomiast porzekadło „praca lat skraca”, mówiące o ewentualnych problemach ze zdrowiem, motywacją czy brakiem sensu życia, już tak żywo nie rezonuje. 

Czy istnieją jakieś alternatywne drogi?

Na świecie powstało wiele mikroutopii, światów opartych na wymianie, otwartości i współdzielności. Jedne wytrzymały próbę czasu, jak Auroville w Indiach opisane przez Katarzynę Boni, inne przekształciły się w sekty i uległy rozpadowi. O różnych koncepcjach społeczności istniejących w opozycji do obowiązującego systemu pięknie pisze Urszula Jabłońska w książce Światy wzniesiemy nowe

Jednak czy trzeba się radykalnie odcinać i porywać z motyką na słońce, aby po swojemu ułożyć się z tym światem? Czy można po prostu zboczyć z głównego kursu, pozostając w granicach człowieczego universum, by mimo wszystko korzystać z jego osiągnięć, a jednocześnie minimalizować skutki uboczne?

Urealnienie celów życiowych

Po pierwsze, ważne jest, aby urealnić swoje cele i zidentyfikować własne życiowe przyjemności. Zastanowić się, ile potrzebujemy, by żyć godnie i wygodnie. Z czego możemy zrezygnować, co możemy sprzedać, a co wypożyczać okazjonalnie. Ile z obiektów, które posiadamy, naprawdę sprawia nam radość, a co pozostaje wyłącznie elementem budowania wizerunku. Taki rachunek sumienia, choć często bolesny, pozwala tak przebudować i zaaranżować naszą codzienną egzystencję, aby nam samym lepiej się w niej funkcjonowało i aby zyskiwało na tym środowisko, w którym żyjemy.

Delegowanie zadań

Drugą, dla wielu zdecydowanie trudniejszą lekcją jest umiejętność delegowania zadań. Trudność ta często wynika niekoniecznie z poczucia własnej omnipotencji, ale ze zwykłego lęku przed ujawnieniem światu, że ktoś coś za nas albo dla nas robi. Znalezienie kompetentnych współpracowników na wszystkich poziomach: od wsparcia w sprzątaniu domu, przez fachową pomoc na siłowni, aż po osoby świadczące usługi translatorskie, księgowe czy prawne, pozwala znaleźć nam czas na przerwę. I choć taka przerwa na początku może wywoływać szok, a nawet dyskomfort (bo przecież, gdy mamy więcej czasu, to wypadałoby go produktywnie wykorzystać), to powrót do dziecięcych pasji, takich jak majsterkowanie, taniec czy malarstwo może być najlepszą odtrutką na potrzebę nieustającego progresu. A może przyjdzie taki szalony dzień, w którym postanowicie się powłóczyć, ponudzić i zwyczajnie marnować czas na murku albo ławce, obserwując chmury i przechodniów, delektując się możliwość nicnierobienia, kiedy inni tak bezsensownie się spieszą, goniąc nanosekundy w drodze do krainy NOWizmu. 

Menu wiedzy:

  • książka: Galaktyka Gutenberga, Marshall McLuhan
  • książka: Szok przyszłości, Alvin Toffler
  • książka: Światy wzniesiemy nowe, Urszula Jabłońska
  • książka: Auroville. Miasto z marzeń, Katarzyna Boni 
  • książka: Praca bez sensu. Teoria, David Graeber
  • książki Naomi Klein, w tym No logo lub Doktryna szoku. Jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne
Więcej z tej kategorii