Rok, w którym na dobre wystartuje turystyka w metaverse – tak nazwał 2023 magazyn Forbes. Czy wirtualna rzeczywistość zastąpi kiedyś podróże? A może już zaczyna to robić?
„Chciałbyś pojechać na Antarktydę, ale nie pozwala ci na to praca? Marzysz o wakacjach na dnie oceanu? Zawsze marzyłeś o wspinaczce po wzgórzach Marsa, lecz wydawały ci się zbyt wysokie? Przyjdź do agencji Recall, tam możesz kupić wspomnienia o swoich wymarzonych wakacjach i to za cenę o wiele niższą niż prawdziwa podróż” – krzyczy reklama biura podróży z filmu Pamięć absolutna z 1990 roku. Firma, której namowom ulega bohater grany przez Arnolda Schwarzeneggera, zamiast prawdziwych wyjazdów sprzedaje… wszczepiane do mózgu wspomnienia o nich.
„Są bezpieczniejsze niż prawdziwe podróże. Prawdziwa podróż jest okropna. Gubią się bagaże, pogoda pod psem, taksiarze wyciągają od pana ostatni grosz. Kiedy podróżuję z Recallem, wszystko jest perfekcyjne” – zachwala dalej agent z filmu, notabene nakręconego na podstawie książki napisanej przez mistrza gatunku, Philipa K. Dicka. Czy science fiction kolejny raz przewiduje przyszłość? Czy wspomnienia z podróży mogą być nam „wszczepiane” inaczej niż przez prawdziwe wyjazdy? A jeśli wirtualna turystyka nie zastąpi tej realnej, to może jest w stanie ją ulepszyć? Już dzisiaj poszczególne rozwiązania w VR, AR i metaversie mogą wskazywać nam, w jakim kierunku przemysł turystyczny może pójść w przyszłości.
Weź podróżny stary worek lub gogle VR
Pamiętam ten dzień, kiedy zrozumiałam, że oto coś w turystyce zmienia się raz na zawsze. W San Cristóbal de las Casas, mojej miejscowości w Meksyku, na głównym deptaku, otworzyło się wirtualne biuro podróży. Zakładano turystom gogle VR i za drobną opłatą zabierano ich na wirtualne wycieczki po popularnych miejscach w Meksyku. Ku mojemu zdziwieniu, dziwnej uciesze, ale również lekkiemu przerażeniu okazało się, że największą popularnością cieszyły się spacery VR po… San Cristóbal de las Casas. Tak jakby nie można było po prostu zrobić dwóch kroków (i to za darmo!) po realnych ulicach miasteczka.
Potem przyszła pandemia i takie rzeczy przestały śmieszyć czy dziwić. Nie można było wejść nawet do muzeum za rogiem, a poszczególne instytucje zaczęły prześcigać się w pomysłach, jak goście mogą odwiedzić te miejsca bez fizycznej w nich obecności, przez internet. Relacje live, wideo-oprowadzanie po wystawach, digitalizacja 3D dzieł sztuki, wirtualne wizyty w cyfrowych kopiach muzeów. Na Youtubie rekordy popularności biły wideo 360 stopni z pięknych miejsc na świecie, powstał nawet pierwszy polski vlog podróżniczy pod gogle VR „Ten świat jest nasz” (jedynie w wersji płatnej, sprzedawany na pendrivie). Pozostający bez pracy polscy pracownicy branży turystycznej skrzyknęli się zaś jako Przewodnicy bez Granic i zaczęli sprzedawać wspólne zwiedzanie w formie wideo. Mimo że granice dawno się już otworzyły, a świat znowu stoi przed nami otworem, to na ich stronie wciąż można wykupić zwiedzanie online. Podobnie jest z innymi rozwiązaniami.
Minusem takiego wideo oprowadzania czy nagrań w 360 stopniach jest jednak z pewnością brak naszej decyzyjności – idziemy tam, gdzie prowadzi nas przewodnik lub autor. Mimo trochę bogatszego przeżycia, wciąż jesteśmy tylko widzami. Trochę bardziej immersyjnych przeżyć dostarczają doświadczenia VR przygotowane przez National Geographic, dostępne na Meta Quest. Wraz z reporterami tego magazynu możemy odwiedzić Antarktykę i Machu Picchu, samodzielnie poruszać się po wirtualnych kopiach tych miejsc, a nawet robić zdjęcia. Lepszego wizualnego odwzorowania miejsc dostarcza zaś Brink Traveler, z którym odwiedzamy emblematyczne cuda natury, głównie w USA. Konkurencyjną bazę miejsc szykuje zaś Google Earth VR. Zdjęcia z Google Street View są zresztą już teraz gotowym materiałem do podróży w 360 stopniach, bazują na nich takie apki jak Wander czy Wooorld. Za ich sprawą można umawiać się na randki czy spotkania ze znajomymi w dowolnym miejscu na świecie, a także grać w gry – zgadując, w jaki zakątek globu właśnie wyrzuciła nas aplikacja.
Wehikuł czasu to byłby cud
Wirtualne podróże umożliwią zobaczenie lokacji, do których nigdy byśmy nie dotarli, bo są niedostępne, niebezpieczne albo gdzie normalnie turystów się nie wpuszcza: rezerwaty ścisłe albo na przykład wnętrza piramid. Czemu by nie odwiedzić Mount Everestu, głębin oceanu, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej czy – niczym Arnold Schwarzenegger w filmie Pamięć absolutna – Marsa dzięki zdjęciom z łazika Curiosity NASA? Oczywiście, realne podróże wciąż będą mieć przewagę – wirtualna rzeczywistość nie wykreuje prawdziwego doświadczenia, spotkania z drugim człowiekiem, zanurzenia się w kulturze, a także smaków, zapachów, doznań sensualnych (chociaż i w tej kwestii technologia ma już pierwsze osiągnięcia!). Ma jednak sporo plusów: odpadają trudy podróży, a także związane z nią koszty. Zarówno te finansowe (podróże staną się bardziej egalitarne), jak i ekologiczne (turystyka odpowiedzialna jest dzisiaj za prawie 10 procent światowego śladu węglowego).
Wirtualne podróże mają także inne zalety. Dzięki nim nie tylko odwiedzimy niedostępne nam miejsca, ale także niedostępne nam… czasy. „Ruiny Term Karakalli, co potwierdzi każdy, kto tam był, to po prostu cegły, kamienie, po prostu bałagan. Zupełnie nie wyglądają jak to, czym były kiedyś” – mówi Bernard Frischer, którego firma Flyover Zone tworzy wirtualne wycieczki po antycznych zabytkach, tyle że… w czasach ich największej świetności. Sam nazywa siebie „cyfrowym archeologiem”, a takie podróże „nową, empiryczną lekcją historii”. Jego firma do tej pory odtworzyła 13 starożytnych miejsc, m.in. z Grecji, Rzymu, Egiptu czy państwa Meszików. Na stronie znajduje się też wirtualne muzeum z modelami 3D dzieł sztuki antycznego świata, wszystko można oglądać nie tylko na goglach VR, ale z poziomu komputera czy smartfona.
Podobną pracę wykonał Microsoft, który we współpracy z greckim ministerstwem kultury i sportu odtworzył w 3D starożytną Olimpię. Podróży w czasie doświadcza się też dzięki muzeum Anny Frank w Amsterdamie, na którego stronie można odwiedzić dom, w którym ukrywała się dziewczynka wraz z rodziną podczas II wojny światowej.
Digitalizacja zabytków i dzieł sztuki może być ważna także z innego powodu – w obliczu wojen, pożarów i klęsk żywiołowych jest w stanie uchronić dziedzictwo ludzkości przed zapomnieniem, czy też pomóc w ich ewentualnej odbudowie. Szacuje się, że zaledwie 15 procent dziedzictwa ludzkości posiada dzisiaj swoją kopię cyfrową. Obecnie walkę o zachowanie swojej spuścizny kulturowej w formie cyfrowej prowadzi naprędce Ukraina pod nazwą SUCHO (Saving Ukrainian Cultural Heritage Online).
Podróż za jeden bitcoin
Metaverse w ubiegłym roku to słowo stało się jednym z najmodniejszych słów w świecie technologii i internetu. Po rebrandingu Facebooka na Meta oraz deklaracji Marka Zuckerberga, że firma wszystkie działa kieruje teraz w rozwój wirtualnej rzeczywistości, rynek oszalał. W 2021 w rozwój metaverse zainwestowano 13 miliardów dolarów, zaś tylko do przez pierwsze półrocze 2022 już 120 miliardów. Autorzy badania, McKinsey & Company, szacują, że do 2030 będzie to już 5 bilionów. Zuckerberg zaś powtarza, że rozwój tej technologii postępuje w tak szybkim tempie, iż w ciągu dekady w tym nowym wirtualnym świecie będzie aż miliard użytkowników.
Samo słowo „metaverse” do rzeczywistości przeszło z science fiction, ukuł je w 1992 roku Neal Stephenson w książce Zamieć. Potem koncept wirtualnej rzeczywistości, zazwyczaj jako jednego równoległego cyfrowego świata, wykorzystywały inne książki i filmy, jak np. Ready Player One, Tron czy chociażby Matrix. W dzisiejszym internecie nie istnieje coś takiego jak jeden metaverse, mamy za to wiele mniejszych wirtualnych światów, w tym największe w grach takich jak Roblox, Minecraft, Fortnite, Sandbox czy VRChat. Jeden z nich, Ariva Wonderland ma być ukierunkowany właśnie na podróże.
„Pierwszy i największy podróżniczy metaverse na świecie” – tak reklamuje się Ariva Wonderland, która została stworzona przez firmę Ariva Digital, która umożliwia zakupy związane z planowaniem podróży w kryptowalutach. Transakcje za działki w świecie Ariva Wonderland również odbywają się w blockchainie, te zaś znajdują się w atrakcyjnej okolicy cyfrowej Statui Wolności, egipskich piramid czy Wieży Eiffle’a. Jedną z siedmiu galaktyk składających się na metaverse zajmuje zaś Dubaj, z najdroższymi działkami na Wyspach Palmowych. Oprócz teleportacji, można poruszać się po tym świecie także tradycyjnymi środkami transportu: samolotami, pociągami czy statkami.
Osobnym metaversem ma stać się także Seul. Stolica Korei Południowej pracuje nad wirtualnym ekosystemem, w którym mieszkańcy będą mogli załatwić wszelkie sprawy urzędowe, ale także mieć dostęp do wirtualnych wersji placówek kulturalnych czy oświatowych. Metaverse Seul ma być otwarty również dla turystów – już teraz zaproszono ich na cyfrowe doświadczenie słynnego festiwalu lampionów, z których słynie ta koreańska metropolia.
Inne kierunki turystyczne zamiast tworzyć swoje własne metaversy, korzystają już z tych istniejących. Barbados został pierwszym krajem, który zainwestował w “wirtualną dyplomację” i stworzył cyfrową ambasadę w Decentraland. W Sandboxie powstało Mini Macau z „cyfrowymi bliźniakami” poszczególnych atrakcji turystycznych w regionie, a także klubów nocnych czy sklepów. Kapsztad z kolei promuje się w Robloxie, tworząc chyba najpiękniejsze odwzorowanie przyrody w całej grze, które ma zachęcić graczy do odwiedzenia tej autentycznej stolicy RPA. Do odwiedzin Wiednia (oraz do darmowej psychoterapii) namawia też spacerujący po Genesis Plaza w Decentraland cyfrowy Zygmunt Freud, rozdając przypadkowym rozmówcom… darmowe wycieczki do Wiednia.
Wirtualnej drogi już czas
Bo o ile metaverse nie zastąpi raczej szybko prawdziwych podróży, to może pomóc przy ich sprzedaży. Na zasadzie try before you buy agent biura podróży zamiast pokazywać zdjęcia poszczególnych miejsc na świecie, będzie mógł tam nas po prostu wirtualnie przenieść. Świetnie będzie też przejść się po naszym przyszłym pokoju hotelowym. Tę usługę oferuje już strona RendezVerse współpracująca z największymi sieciami hoteli na świecie. Otwarcie opcji planowania podróży w metaverse zapowiedziały też największe serwisy rezerwacyjne: Expedia czy TravelZoo.
SITA, czyli międzynarodowa firma IT świadcząca usługi dla przemysłu lotniczego, przewiduje, że usługi w metaverse będą trendem najbliższej dekady także w tej branży. Pierwsze takie rozwiązania są już zresztą dostępne u poszczególnych przewoźników. W QVerse, czyli metaverse Qatar Airways dostępnym za darmo na ich stronie internetowej, można spotkać Samę, wirtualną pracownicę linii lotniczej, która przeprowadzi nas przez proces odprawy na lotnisku. Emirates z kolei stworzyło modele 360 stopni wnętrz samolotu, dzięki którym można osobiście przekonać się, czym różni się klasa premium economy od biznesowej w samolocie. Zaś linia Vueling szykuje się do sprzedaży biletów lotniczych w metaverse.
Z AR chcę oglądać świat
Oblicze turystyki może też zmienić AR. Augmented reality, czyli rzeczywistość poszerzona – system łączący świat rzeczywisty z generowanym komputerowo, może być sporym ułatwieniem i wzbogaceniem doświadczeń w podróży. Google Lens dopracował niedawno opcję Places, która na podstawie obrazu z aparatu w naszym smartfonie rozpozna miejsca i poda nam na ich temat podstawowe informacje. W Google Lens coraz lepiej sprawdza się też opcja Translate, która tłumaczenia poszczególnych napisów w przestrzeni miejskiej umieszcza bezpośrednio na nich. Z kolei Google Maps pokieruje nas do celu w opcji Live View, umieszczając w obrazie przestrzeni miejskiej wielkie strzałki.
Niektóre hotele wprowadzają też AR do swoich pokoi – na przykład najeżdżając telefonem na mapy na ścianie brytyjskiego The Hub Hotel, dowiemy się więcej o lokalnych atrakcjach i usługach. Świetnym sposobem na wykorzystanie AR w turystyce są też krajoznawcze gry miejskie, dostępne już w wielu polskich miastach, czy też apki oprowadzające po wystawach i muzeach i zastępujące tym samym tradycyjne audioprzewodniki, w których wciska się numerki przy poszczególnych elementach ekspozycji. Dodatkową atrakcją są też muzealne stanowiska z goglami VR – dzięki nim w Muzeum Historycznym w Sanoku możemy na przykład odbyć podróż do świata obrazów Zdzisława Beksińskiego.
AR i VR wydaje się być świetnym rozwiązaniem dla parków rozrywki. Disneyland stwierdził, że po co ma zatrudniać aktorkę do grania księżniczki Disneya, jeśli Śpiącą Królewnę może stworzyć w wirtualnej rzeczywistości. „Będziemy w stanie jeszcze ściślej łączyć świat fizyczny i cyfrowy, umożliwiając opowiadanie historii bez granic w naszym własnym Disney Metaverse” – mówił pod koniec zeszłego roku ówczesny dyrektor generalny The World Disney Company, Bob Chapek. Dlatego też zdziwiły ostatnie wieści – w marcu tego roku Disney zwolnił cały oddział odpowiedzialny za metaverse, poza jego szefem. Czy to znaczy, że hype na metaverse to bańka?
Tak przynajmniej sugeruje film Introducing the Icelandverse, parodia wideo promującego rebranding Meta. Przypominający Marka Zuckerberga aktor, niczym Khaby Lame z Tik Toka pokazujący bezsens internetowych lifehacków, ośmiesza próby tworzenia wirtualnego świata. Po co bowiem budować coś, co już istnieje? Po co tworzyć sztuczne widoki, skoro za oknem możemy mieć prawdziwe? Po co głowić się nad realnie wyglądającą wodą, skoro możemy mieć za darmo prawdziwie immersyjne doświadczenie dotknięcia tej realnej? A w gorących źródłach wykąpać się z prawdziwymi ludźmi, a nie z awatarami?
Oczywiście, ja też wciąż nie zastąpiłabym prawdziwego wejścia na Rysy tym wirtualnym, ale zanim pojadę w Tatry, sprawdzę na nagraniu 360 stopni, jak wygląda szlak, czy dam radę. Spełniając marzenia z dzieciństwa, spaceruję po wciąż jeszcze nieidealnej, ale niesamowitej rekonstrukcji dawnego Tenochtitlánu. A po wizycie w wirtualnym domu Anny Frank przez całą noc śnią mi się wojenne koszmary. Wiem też, że podróż na Antarktydę czy w kosmos nie będzie dla mnie tylko nieosiągalnym marzeniem. No i nie mogę się doczekać, co będzie dalej.