Trzeba przyznać, że nowej odsłonie serii nie brakuje rozmachu. Sprawdzamy dla was czy wszystko gra i buczy! Zapraszamy do lektury recenzji.
Dobre political fiction zawsze saneczkuje w stronę lekkiej przesady
Co nie zmienia faktu, że gdyby porwać się fantazji teorii wieloświatów całkiem prawdopodobne, że taki scenariusz mógłby mieć miejsce w paralelnej rzeczywistości.
Zacznijmy od rozbieżności. Mamy rok 1996. Spotkanie w Prypeci na terenie Ukrainy. Arcyvillain Makarov jest jeszcze młodym aktywistą paramiltarnej grupy, który stanie okrakiem między byciem najemnikiem i politycznym wichrzycielem. Nic nie jest powiedziane wprost, ale inna retrospekcja przenosi nas do Syrii gdzie wielki grzyb atomowy pojawia się na horyzoncie kolejnej rozmowy Makarova z Jurim. Jura opowiada o przyczynach swojej nienawiści do Makarova przed celującym do niego z pistoletu Price’m z SAS.
Co w tej historii jest naciągane, a co prawdopodobne? Całkiem trzeźwa jest wizja, że wystarczy drugi Hitler, ale tym razem w szeregach rosyjskiej machiny wojennej aby powtórzyło się piekło. Fabuła gry przenosi nas w miejsca, które znamy z wakacji i pocztówek. Twórcy gry robią z Berlinem, Paryżem i Pragą to co Wehrmacht zrobił z Warszawą. Widzimy partyzancką walkę wspieraną przez regularną armię w Pradze. Scenki, które dobrze znamy z reportaży o Ukrainie. Jesteśmy świadkami tego jak niemieckie czołgi prowadzą kontrnatarcie na rosyjskie siły w Berlinie. To są scenariusze bardzo realne w innych okolicznościach.
Przejdźmy do scenariuszy bardziej naciąganych. Najbardziej chyba razi kwestia Indii i kolonialnego protekcjonalizmu w scenariuszu. Indyjskie siły zbrojne to czwarta na świecie armia z rocznym budżetem 73,6 miliarda USD. Indie posiadają także trzecią co do liczebności armię na świecie po Chinach i USA. Ich relacje i współpraca z Rosją są skomplikowane. Szczególnie ze względu na konflikt toczący się w Ukrainie. Rosjanie nie sa w stanie wywiązać się z zamówień na czołgi i posyłają zamówione modele na ukraiński front. Współpraca obu krajów jest ograniczona do współpracy przemysłu i zamówień wojskowych. Traktaty obronne są podpisane, ale tylko i wyłącznie pod kątem zagrożenia ze strony Chin. Zresztą Indie są również w porozumieniu QUAD z Australią, Stanami i Japonią. Zróbmy jednak z Rosji zagrożenie na miarę Zimnej Wojny. Czy w grze mamy do czynienia z hinduskimi siłami i są one w ramach jakiejś osi w konflikcie z agentami SAS? Czy trwa rosyjska aneksja Indii przy jednoczesnej inwazji na Europę? Taki scenariusz to czysta fikcja i można go między bajki włożyć. Ponadto mamy do czynienia z prezydentem Rosji, który dąży do pokoju i rozejmu. Mamy do czynienia z prezydentem w podobie Jecyna, a nie dyktatorem, który piastuje swój urząd kilka kadencji z rzędu i podtrzymuje fasadę systemu demokratycznego. To w świetle tego z czego znamy nowożytną Rosję kompletne science fiction z dziedziny politologii. Kiedy dodamy do tego upadającą wieżę Eiffla… rozmach jest iście amerykański. Kolejną rzeczą jest to, że Rosjanie mieli siły atakować jednocześnie z tymi wszystkimi miejscami Nowy Jork. To wydaje się niebywałe żeby ktoś był w stanie prowadzić skoordynowane działania wojskowe na tylu frontach. Może się mylę, ale trochę nie chce mi się wierzyć, że to w ogóle możliwe dla dzisiejszej Rosji.
Spektakularnie jednak ogląda się te dantejskie sceny i naprawdę świetnie wchodzą te rozbuchane hollywoodzkie narracje. To całkiem fajne political fiction w którym Amerykanie i Brytyjczycy jak zwykle ratują Europie tyłek. Lubimy takie narracje, a dla smaku jest dodana całkiem duża ilość postaci, które mają w paszporcie rosyjskie obywatelstwo, a przeciwstawiają się szaleństwu Makarova.
Grafiki, mechaniki, głos i animacje
Im dalej w las tym lepiej dla grafiki i animacji. To jak wyglądają wybuchy i wraki samochodów w misjach w Afryce to żart. Pacnięta plama wybuchu i kokpit pickupa wygląda jak zgnieciona kciukiem plastelina. Generalnie lokacje w niektórych elementach gry początkowej wyglądają paskudnie jak w Fallout 4. Im dalej tym gra się bardziej wygładza. To też nie jest tak, że wszystkie poziomy na początku wyglądają źle. Producenci wiedzą, że nie należy robić pierwszego, złego wrażenia. Kasztanki, które były robione z palcem koordynatora na zegarku są powtykane bliżej środka gry. Całościowo jednak gra nie wygląda źle.
Na plus odznaczają się mechaniki wsparcia powietrznego. Tu mam na mysli sceny z kamerą, a nie te z kokpitu helikoptera, które żadnej wiosny przecież nie czynią, a wyglądają solidnie. Cudów w mechanice pierwszej perspektywy nie ma. Animacja jest poprawna. Ładowanie niektórych broni wygląda z początku jakby było w nieco zwolnionym tempie. Ktoś to jednak przyklepał. W późniejszych elementach rozgrywki fizyka działa jak należy i jest nawet więcej – jest widowiskowo.
Bardzo fajnie słucha się lektorów. Świetnie odgrywają postacie. Nie chodzi tylko o Szkota Soap’ea i Price’a z wrednym akcentem ulicznika z Birmingham. Mam całkiem niezły słuch. Jeżeli mnie nie pomylił to tak jak ja rozpoznacie Mitcha z Cyberpunk 2077. Jak na moje to gra on Overlorda – postać koordynującą działania amerykańskich chłopaków. Makarov też ma niezłe kwestie i głos w stylu sinister snake.
Muzyka jest dobrze skomponowana i oddaje echa współczesności bez popadania w nadmierną pompę. Twórcy wiedzą co robią i doskonale to słychać.
Gry wojenne
Osobiście lubiłem z dziadkiem oglądać filmy w stylu Parszywej Dwunastki czy Dział Nawarony. Podobał mi się Szeregowiec Ryan i odkąd pamiętam uwielbiam filmy o Wietnamie. Call of Duty Modern Warfare 3 to bardzo fajna wojenno – sensacyjna historia. Problem jest taki, że scenarzyści takich produkcji muszą działać na okrętkę. Przyzwyczailiśmy do kliszy anglosaskich chłopaków ratujących z opresji europejskich nieboraków. Głupio jest jednak kapitalizować konflikt, który cały czas się toczy. W dobrym tonie są gry pokroju This War of Mine. Prawdziwymi wybawcami są jednak obywatele Ukrainy, a fabuła Call of Duty Modern Warfare 3 przypomina tylko o tym przed jakim worst case scenario chronią nas cisi bohaterowie rozgrywającej się przecież nieopodal tragedii.