Pixelsplit GmbH & Co. KG to producent znany raczej z symulatorów lunaparków. Tym razem to jednak park rozrywki dla fanów thrillerów psychologicznych i horrorów. Zapraszamy do recenzji Reveil.
Personal Horror jest tak dobry jak jego plot twisty
Fabuła Reveil to rzecz, która może zaczynać się z pozoru jak wiele przygodówek FPS, ale kończy się tak, że potrafi skołować gracza. Obejdzie się bez spojlerów, bo lepiej dla was żeby ta recenzja była rekomendacją, a nie analizą poszczególnych elementów fabuły. Napiszę jedynie, że fani personal horror nie będą zawiedzeni. Miodność fabuły jest całkiem juicy i spicy. Szczególnie sztampa razi w przypadku takich przygodowych horrorów z optyką FPS. Nie jest to jednak przypadłość omawianego tytułu.
Mechanika
Tu nie będzie rewolucji. Pixelsplit GmbH & Co. KG postawiło fabułę Reveil na postumencie mechanik FPS. Zadaniem użytkowników jest zbieranie przedmiotów, użytkowanie interaktywnych form terenu i próba połapania się o co w tym wszystkim chodzi na podstawie monologów, zarejestrowanych rozmów i notatek. To nie jest żadne rocket science, ale nie na tym polega prawdziwa siła dobrego personal horroru. Jedyną rewolucją w tym gatunku może być full VR. Mechaniki jakie dowozi Reveil są dobrze znane, lubiane i idealne do zobrazowania wielkomiejskiej alienacji osobistego horroru. Nie ma potrzeby uprawiania karkołomnych prób dalszej ewolucji mechanik w tym gatunku gier komputerowych. Twórcy z Pixelsplit GmbH & Co. KG zdają się zdawać sobie z tego sprawę.
Grafika, dźwięk i inne technikalia
Grafika stoi na bardzo satysfakcjonującym poziomie. Szczególnie przypadły mi do gustu przestrzenie mieszkalne. Kiedy jest przytulnie naprawdę to czujemy. Podobnie w przypadku kiedy jest obskurnie. Lubię tego rodzaju grę kontrastami. Twórcy umiejętnie tasują przed nami różnorodnymi lokacjami. Wyciągają na stół karty o skrajnie różnych kontekstach. Nie braknie oczywiście motywów lunaparkowych. Bardzo mi przypadł do gustu klasyczny, amerykański automat z czarodziejem. Nawet nie chcę zaczynać tematu nieodżałowanego Carnivale, bo gdyby twórcy brnęli w klimat lat depresji i prohibicji to byłby hit. Do czynienia mamy z czasami bardziej nowożytnymi.
OST jest bardzo ciekawy. Oprócz dźwięków charakterystycznych dla gatunku otrzymujemy oprawioną całość w klamerkę main theme, którego autorką jest niemiecka songwriterka Arina Tara. Porusza się ona w trip hopowych rewirach. Całkiem zgrabnie to wszystko wypada. Jeżeli jesteście fanami listy wykonawców z Ninja Tune to Arina Tara brzmi jakby już tam była.
Podsumowanie
Branża pisze o horrorze w cyrku. Pixelsplit GmbH & Co. KG dowożą zawsze do lunaparku. Tylko to pozornie historia jak z American Horror Story. Ta historia w ogóle nie jest o żadnych carnies ani o żadnym lunaparku. Nie patrzcie na ornamenty tej historii, bo nie jest to opowieść spozycjonowana na fanów sztampowego, amerykańskiego horroru. Nie ma tu żadnych strasznych clownów. To horror psychologiczny i więcej ma z horroru bezpośredniego w stylu Blair Witch Project. To też jednak nie jest ten trop. Ciężko mi się powstrzymywać od spojlerów. Napiszę jedynie, że te dwie godziny gry to trip w stylu kolejnego odcinka Black Mirror. Uznajcie to za rekomendację.