Zmiana miejsca raz na tydzień to może i atrakcyjny profil na Instagramie, ale niekoniecznie przyjemne życie. Dzisiaj piszemy o zaletach nowego trendu wśród cyfrowych nomadów, którzy przekonali się, że w podróży czasem warto zwolnić.
Pandemia była kamieniem milowym dla rozwoju cyfrowego nomadyzmu. Normalizacja pracy zdalnej doprowadziła do prawdziwego boomu i nagłego zwiększenia się liczby digital nomads. Czasy koronawirusa to także kolejna duża zmiana w tej materii. Cyfrowi nomadzi dotąd postrzegani byli jako podróżnicy na pełen etat, wciąż zmieniający miejsca pobytu. Zamknięcie granic, a w niektórych krajach także zakazy poruszania się pomiędzy poszczególnymi regionami a nawet miejscowościami, sprawiły, że zmuszeni oni byli osiąść w jednym miejscu na dłużej. Okazało się, że takie „uziemienie” ma wiele plusów i może być panaceum na wiele problemów cyfrowych nomadów.
Zwalniamy w różnych dziedzinach życia, trend slow life odchodzi od promowanego wcześniej przez media życia w zawrotnym tempie i pokazuje, że warto zadbać o swoją psychikę oraz o to, co w życiu najważniejsze. Slow fashion i slow food stawiają na to, by konsumować mniej, ale bardziej świadomie. Pokazują, że jakość ważniejsza jest niż ilość czy cena. Slowmadism to nic innego niż stawianie na podobne wartości w podróży. Nie odhaczanie kolejnych miejsc, a ich głębsze poznanie i zrozumienie. Nie traktowanie świata jak bufetu z przekąskami, a obopólna wymiana. Podróż w wykonaniu cyfrowych nomadów – przez wgląd na godziny spędzone w pracy – zawsze była bardziej slow niż ta u typowych turystów, ale slowmadism zachęca do jeszcze bardziej drastycznego zwolnienia. Do ograniczenia się do dwóch-trzech miejsc rocznie, wynajęcia mieszkania, zostania na dłużej w mniej turystycznym miejscu, poczucia się jak u siebie. Takie tempo podróży ma wiele zalet.
1. Mniej stresu
Łączenie życia i ciągłej podróży to nie sielanka, a duża dawka stresu. Czy w nowym miejscu będzie zasięg, dobre Wi-Fi? Czy nie ma przerw w dostawie prądu? Czy autobus, samolot się nie spóźni i zdążę na ważnego calla? Do tego dochodzi wieczna adaptacja do nowych warunków, które nigdy nie będą skrojone dokładnie pod nas i tak komfortowe jak w domu. No i niepewność – nowych miejsc, nowych obyczajów, nowych zagrożeń. Zostanie w jednym miejscu na dłużej eliminuje większość z tych „stresogenów”. Uzdrawiające będzie już samo wyjście z kieratu praco-podróży, kiedy to w jeden dzień chcemy upchnąć jak najwięcej i przepełnia nas ogromny żal, że będąc w danym miejscu nie mamy czasu zobaczyć i zrobić wszystkiego, co byśmy chcieli. Slowmads przechodzą do porządku dziennego z niby oczywistą prawdą, że nie da się na pełen etat i pracować, i podróżować. Zwalniając, uwalniają się tym samym od ciągłej presji, by wyciskać każdy dzień na maksa. Jeśli nie zobaczę danej atrakcji dzisiaj, mogę to przecież zrobić jutro albo najlepiej w weekend.
2. Dbanie o siebie
Gdy w jeden dzień chcemy upchnąć i pracę, i zwiedzanie, zazwyczaj nie starcza czasu jeszcze na dbanie o siebie. W ciągłym pędzie pierwsze do odstrzału będą właśnie ćwiczenia fizyczne, zdrowe odżywianie, kontakt z lekarzem, hobby czy sen. W pośpiechu nie ma miejsca na nasze małe rytuały, które wcześniej były dla nas tak uzdrawiające. Rutyna, mimo wszystkich negatywnych konotacji tego słowa, jest bardzo ważna w życiu, a jej brak powoduje, że tracimy poczucie kontroli. Slowmadism daje nam czas, by zadbać o siebie, a także okazję na rozwijanie swoich pasji. Już po paru dniach będziemy mieć swoje ścieżki do biegania, na których będziemy czuć się bezpiecznie. Wyposażymy odpowiednio kuchnię i znajdziemy stoiska na targu z ulubionymi produktami, by móc odżywiać się tak, jak lubimy, i tak zdrowo, jak chcemy. Będziemy mieć swojego lekarza, dentystę, ginekologa. Może znajdziemy sklep z planszówkami, gdzie kilka razy w tygodniu organizowane są wspólne gry? Albo zajęcia tanga, jogi, malarstwa? Zostając na dłużej w jednym miejscu, będziemy mogli zapisać się na dłuższy kurs czy wykupić karnet na siłownię.
3. Taniej
Karnet na siłownię czy miejsce na coworkingu będzie tańsze w wymiarze miesięcznym niż jednorazowe wejścia. Podobnie z mieszkaniem – nawet oferty na Airbnb, gdy zostajemy na miesiąc są o wiele niższe niż te na dzień lub na tydzień, oferuje się wtedy nawet 50% zniżki. Zostając gdzieś na kilka miesięcy można też wynająć mieszkanie, po cenie rynkowej, a nie po gringo prices, które chwieją rynkiem wynajmu i czynią go w niektórych miejscach niedostępnym dla miejscowych. Szczególnie że dłuższy pobyt w danym miejscu sprawi, że będziemy chcieli uciec od najpopularniejszych miejscówek dla cyfrowych nomadów, gdzie ich saturacja przyprawia czasem lokalsów o ból głowy. Odkryjemy mniejszą, spokojniejszą (i tańszą!) miejscowość, gdzie będziemy mogli łatwiej wtopić się w otoczenie. Zamiast jeść w Instagramowych restauracjach, znajdziemy tanią i równie smaczną lokalną knajpkę. Zaczniemy też gotować sami ze świeżych, tanich produktów z cotygodniowego targu.
4. Eco-friendly
Cyfrowi nomadzi o ból głowy przyprawiają nie tylko miejscowych, ale na pewno także środowisko naturalne – częste loty powodują ogromny ślad węglowy. Natura o wiele łatwiej przełknie to, że osiądziemy na dłużej w jednym miejscu, a zwiedzać będziemy lokalnie, najlepiej miejscowymi środkami transportu: autobusami i pociągami. Może nawet kupimy rower, by to nim eksplorować najbliższą okolicę? Większe tempo w podróży to też więcej produkowanych śmieci. Kupowane i wyrzucane codziennie plastikowe butelki z wodą jako slowmadzi możemy zamienić na dzbanek z filtrem albo na dwudziestolitrowe dostarczane do domu wymienne baniaki. Możemy segregować śmieci, zainwestować w wielorazowe opakowania na kupowane produkty, może nawet robić własne detergenty lub kosmetyki. Uciekając do mniej zatłoczonych przez turystów miejsc nie przyczyniamy się także w tak dużym stopniu do zagrożenia dla środowiska naturalnego, jakim jest overtourism, który spotyka wiele wrażliwych przyrodniczo miejsc – gdy to lokalna infrastruktura, oczyszczanie ścieków czy wywóz śmieci, nie radzi sobie ze zbyt dużą liczbą turystów.
5. Nie więcej, a głębiej
Ciągłe zmiany miejsca i „zaliczanie” nowych atrakcji turystycznych mogą też w końcu prowadzić do podróżniczego wypalenia. Taki tryb podróżowania stawia też pytania o jego jakość. Co z tego, że zobaczyłem świątynię, skoro nie za dużo wiem o danej religii i o ludziach, którzy ją wyznają? Slowmadism stawia właśnie nie na ilość, a na jakość – na głębsze wniknięcie w miejscową kulturę, lepsze zrozumienie tradycji i mentalności, może nawet nauczenie się podstaw lokalnego języka. Z takiej podróży więcej wyniesiemy na pewno my sami, nie tylko w wymiarze krajoznawczym, ale również samorozwojowym. Inne perspektywy, rozwiązania, sposoby funkcjonowania niektórych dziedzin życia mogą być także kształcące w życiu zawodowym i być na przykład inspiracją do innowacji czy innego spojrzenia na potrzeby klienta. Zwolnienie tempa i głębsze poznanie danej kultury sprawia, że digital nomads – zazwyczaj niewychodzący ze swojej bańki i otaczający się innymi cyfrowymi nomadami – zaczynają dostrzegać i lepiej rozumieć miejscowych.
6. Sieć relacji
Cyfrowy nomada naturalną koleją rzeczy poznaje innych cyfrowych nomadów – spotyka się ich w środkach transportu publicznego, restauracjach, miejscach do coworkingu i colivingu. Istnieje też szereg miejsc w internecie, które pomagają poznawać ludzi o podobnym trybie życia. Życie w takiej podróży to wiele nowych znajomości, czasami intensywnych i bardzo otwartych, ale równie dużo pożegnań. Nowi przyjaciele jadą w jedną stronę, my w drugą. Mimo że otaczamy się na co dzień wieloma ludźmi, brakuje ciągłości relacji, do których byliśmy przyzwyczajeni w domu. Slowmadism może być sposobem na samotność w podróży. Kilka miesięcy w danym miejscu pozwoli nawiązać głębsze, znaczące przyjaźnie. I to nie tylko z ludźmi o podobnym trybie życia, ale i z lokalsami: sąsiadką, kolegą z siłowni, instruktorką tanga, baristą w ukochanej kawiarni. Takie znajomości pozwolą nam poznać w praktyce daną kulturę, wejść w nią na zupełnie innym poziomie.
7. Obopólna wymiana
Znajomy Meksykanin napisał mi niedawno o tym, że w jego odczuciu cyfrowi nomadzi traktują zazwyczaj mieszkańców jak NPC-ów w grze, że miejscowi są jedynie scenografią w przygodzie ich życia, że służą do serwowania tacos i podawania margarity. Tymczasem nie można zapominać, że to my jesteśmy gośćmi w odwiedzanych krajach. Nie traktujmy ich jak bufet do zaspokajania naszych potrzeb, starajmy się dawać coś w zamian. Nie chodzi o to, żeby być „białym zbawcą” dla lokalnej społeczności, żeby przeprowadzić jakąś zupełnie nietrafioną rewolucję, żeby poświęcić tej walce cały nasz czas czy zasoby, ale o małe rzeczy: można przez parę godzin w tygodniu sprzątać lokalną plażę z plastiku, zostać wolontariuszem w schronisku dla zwierząt czy pomóc w zakupach starszej sąsiadce. Dłuższy pobyt w naszym miejscu może też pomóc nas w świadomym wydawaniu pieniędzy – zamiast wielkim zagranicznym sieciom hotelowym czy handlowym warto swoimi wyborami konsumenckimi wesprzeć małe lokalne biznesy i konkretne osoby. Kupować lokalne produkty, a nie takie, które naprzeciw naszym przyzwyczajeniom są sprowadzane z drugiego końca świata.
Slowmadism – a co z przepisami wizowymi?
Tu pojawia się pytanie o limity czasu pobytu w poszczególnych krajach – czy możemy zostać tam na kilka miesięcy jako turyści? W większości państw pozwala się tylko na nieprzerwanie zostanie na ich terytorium przez okres 90 dni, ale w przypadku niektórych wystarczy wyjechać dosłownie na chwilę za granicę, by dostać nowe 90 dni. Takie krótkie wyjazdy, tzw. visa runs, uskuteczniają slowmadzi w Azji czy Ameryce Centralnej. Tylko niektóre kraje wydają pozwolenia na pobyty dłuższe niż 3 miesiące: Fiji do czterech miesięcy, Nepal do pięciu, a Kanada, Meksyk, Peru, Armenia, Dominika, Antigua i Barbuda do 6 miesięcy. Na półroczne pobyty pozwalają też Stany Zjednoczone przy posiadaniu starej wizy (w przypadku elektronicznej ESTA jest to 90 dni).
Ciągłe odnawianie wizy turystycznej jest jednak nie tylko męczące, ale wątpliwe z innych przyczyn – gdzie w przypadku digital nomads leży bowiem różnica między byciem turystą a mieszkaniem w danym miejscu, ze wszystkimi prawami oraz obowiązkami? Wychodząc naprzeciw cyfrowym nomadom niektóre kraje tworzą już wizy i pozwolenia na pobyt tymczasowy skrojone właśnie pod nich (są to m.in. Estonia, Chorwacja, Malta, Sri Lanka, Meksyk). Przepisy w tej sprawie będą zapewne tworzone przez kolejne państwa.