Czekacie na piątą część Fallouta? Zapomnicie o niej kiedy dowiecie się czym jest Fallout: London. Prawdopodobnie kolejny raz ktoś zrobi lepszego Fallouta niż Bethesda. Znowu będzie to jednak na jej silniku, który faktycznie dobrze się starzeje. Choć sama Bethesda z kolejnymi częściami raczej udowadnia, że nie docenia tego co zrobiła dobrze.
Kolejny Raz Ktoś Zrobi Lepszego Fallouta niż Bethesda
Fallout 4 nie urywał miejsca gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, ale był najlepszym Falloutem zrobionym przez Bethesdę. Fallout 76 tylko dolewa oliwy do ognia argumentów tej obiegowej opinii. Nie chodzi tu o krawędziowe opinie die hard fanów dwóch pierwszych części. Ich uwaga i tak skupia się teraz głównie nad serią Wasteland. Poza tym Fallout: New Vegas to był najlepszy FPS z serii Fallout. Teraz po fiasku jakim jest Fallout 76 przyszedł czas na reprezentację ze starego kontynentu.
W sukurs Bethesdzie i ich wynikom sprzedażowym przychodzą kolejny raz uzdolnieni fani zakochani w mechanikach ich starych gier. Zobaczymy czy w Fallout 5 Bethesda podzieli ten sentyment do mechanik Fallout 4. Teraz uwaga wszystkich fanów serii skupiona jest na Fallout: London. Mod nazywany DLC to trochę policzek w twarz twórców, ale sami są chyba zmuszeni jakimiś umowami z Bethesdą określaniem tak swojego produktu.
Fallout: London to w zasadzie oddzielna gra na silniku Fallout 4. Przenosi nas jak sama nazwa wskazuje do postapokaliptycznego Londynu. Twórcy Fallout: London odrabiają pracę domową, której nie odrobili twórcy Fallout 4 (nie wspominając o twórcach Fallout 76, którzy katastrofalnie jej nie odrobili). Sukcesem przekonującego settingu w open world czy sandboxie jest umiejętna implementacja frakcji go zamieszkujących. Dlatego tak lubimy wracać do Skyrima, Fallout: New Vegas czy Night City w Cyberpunku 2077. Cyberpunk 2077 z opcją tzw. Turf War byłby obłędny. Może kiedyś zajmą się tym moderzy, bo pracownicy CD Projekt Red mają aktualnie pełne ręce roboty.
Fallout: London posiada w swoim settingu więcej frakcji niż Fallout: New Vegas. Postapokaliptyczny Londyn jest jeszcze bardziej egzotycznym miejscem niż zrujnowane Vegas. Tak jak to bywa w najlepszych odsłonach serii jako użytkownicy wplączemy się w lokalną geopolitykę. Do dyspozycji jest hegemonia szlachty, która pobiera myto od najgroźniejszego w mieście gangu. Tommies to żołnierze broniący szlachty i zastanego status quo. Wystylizowani na żołnierzy z I Wojny Światowej są milicją broniącą porządku, ale mogą mieć kluczowe znaczenie przy ewentualnym przetasowaniu. Piąta Kolumna to z kolei frakcja, która chce brutalnego przewrotu. Chcą jak najszybciej obalić Gentries (szlachtę) i na gruzach starego porządku zbudować coś nowego. Dwie frakcje typowo biznesowo – przestępcze to Isle of Dogs Syndicate (klasyczna mafia) i Vagabonds (vibe Peaky Blinders). Angel to z kolei owiana tajemnicą frakcja, którą poznajemy na początku gry. Używają wolnomularskich symboli, sprawują pieczę nad zaawansowaną technologią, a ponadto chodzą też słuchy, że pociągają za sznurki wszystkich frakcji (włącznie ze szlachto – arystokracją).
Technikalia, easter eggi i ciekawostki
Odświeżony silnik Fallout 4. Trzeba przyznać, że ta gra cały czas daję radę na maksymalnych ustawieniach. Twórcy od kilku lat co kwartał zasypują nas artworkiem, utworami z soundtracku i nowinkami na temat postępów. Zostawiają jednak mgiełkę tajemnicy do czasu oficjalnej premiery, która ma nastąpić w tym roku. Pewne rzeczy zobaczymy dopiero wtedy.
Co jednak wiemy? Twórcom udała się ta sztuka, która została porzucona w Cyberpunk 2077. W Fallout: London dostajemy w pełni używalne metro (przynajmniej tak twierdzą twórcy). To jest oś naszych podróży. Widok zapiera dech w piersiach. Kto był w Londynie wie jak ważny dla jego infrastruktury jest Underground. Podziemna sieć łączy się harmonijnie z nadziemną. Gangi i frakcje mają swoje terytoria. Do wymienionych powyżej należy dodać gangi skinheadów z Islington, punków z Camden i modsów z Hackney. Podejrzewam, że znajdzie się do czasu premiery jeszcze więcej barwnych frakcji. Wszystko owiane retrofuturystycznym klimatem. Nie tym znanym z serii Fallout, który coraz bardziej zaczyna przypominać zabawki dla dzieci ze żłobka. Retrofuturystyczny klimat Fallout: London przypomina przyszarzały ambience Mechanicznej Pomarańczy Kubricka. Może okazać się, że to będzie Fallout, który będzie miał najciekawszy lore od czasów jedynki, dwójki i New Vegas. To jest sztuka, która udała się z mizernym skutkiem w Fallout 4, a w Fallout 76 kompletnie spaliła na panewce.
Zainteresowanie budzi Drzewiec, który pojawia się gdzieś w materiale publikowanym przez ekipę tworzącą Fallout: London. Warto zasubskrybować ich stronę na youtube. Po śmierci królowej w naszej linii czasowej, a nie tej znanej z gry twórcy postanowili, że nie zrobią ghuli z królowej Elżbiety i księcia Karola. God save the queen. Zobaczymy czy ostre ostrze satyry nasączone czarnym humorem, które zawsze towarzyszyło serii nie stępiło się do cna. Choć myślę jednak, że jeżeli pojawiła się taka idea i długi czas wisiała to twórcy przywalą czymś innym. Boris Johnson i/albo Nigel Farage w roli ghuli byliby godnym zastępstwem dla arystokratów.
Londyn i Reszta Świata – jak sprawa się ma w uniwersum Fallouta
Londyn to była stolica świata. Schedę przejął w pewnym momencie portowy Nowy Jork, ale kiedyś ogromna część znanego nam świata była częścią imperium w którym słońce nie zachodziło. Fallout: London to rzecz, która nam się należała. Nie tylko dlatego, że lore tego uniwersum skupiał się do tej pory tylko na USA, krajach ościennych i chińskiej inwazji. Mieszkałem przez pewien czas w Londynie i mam do tego miasta ogromny sentyment. Myślę jednak, że jako Europejczycy i Polacy, którzy stanowią w tym mieście tak dużą mniejszość docenimy tego euro Fallouta nawet bardziej niż reszta społeczności graczy rozsiana po całym globie.